Byłyśmy z Urszulą ostatnio w księgarni - konkretnie w
księgarni Baczyńskiego. Może ktoś z Was bywał w niej kiedyś i pamięta, jak wyglądała X lat temu? Ja pamiętam i przeżyłam coś na kształt szoku na widok przyjemnego, ciepłego, zachęcającego wnętrza. Można nie tylko pooglądać i kupić książki, można też usiąść, wypić kawę, a dziecko wpuścić do kącika zabaw i zastawić fotelem, żeby szybko nie uciekło.
Jednym słowem - z zimnego, nieprzytulnego peerelowskiego sklepiszcza zrobiło się miejsce, w którym przyjemnie jest po prostu sobie pobyć.
Idziemy do księgarni.
Jesteśmy w księgarni i czytamy.
Jesteśmy nadal itd. - tym razem książka o tym, co rozśmieszy każdego przedszkolaka (nie wiem, co w tym jest, ale wystarczy powiedzieć pupa-chlupa, a Urszula pada tam, gdzie stała, i tarza się z radości).
Było dla ducha, teraz dla ciała. W tle mrożona kawa dla matki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz